Oaza Modlitwy – czas doświadczania bliskości Boga

Alleluja!
Wielki i dobry jest nasz Pan w swoim działaniu, w tym że dał mi uczestniczyć w tej Oazie Modlitwy – krótkich, weekendowych rekolekcjach, skupionych wokół tematu „Być uczniem”. Po raz kolejny odkrywam, że wystarczy tylko zawołać, wystarczy tylko moja wola, a On daje nieskończenie więcej niż mogę to sobie wyobrazić.

Poprzedzający Oazę Modlitwy tydzień był dla mnie takim trudnym, ale niesamowitym czasem uzdrawiania przez Boga różnych sfer mojego życia. Między wieloma innymi rzeczami dawał mi poznać, że to, do czego dąży ten świat, to nie są moje wartości, nie muszę się im podporządkować. Ale przez to czułam się także taka zupełnie osamotniona, wyobcowana, inna. Gorsza. W piątek, bezpośrednio przed Oazą Modlitwy, doświadczyłam cudu pokuty i pojednania, a po tym niby zwyczajnym wydarzeniu całe te krótkie rekolekcje były dla mnie czasem pełnym przewspaniałej radości, czasem prawdziwego świętowania. Doświadczałam niesamowitej bliskości Boga, przede wszystkim w Jego Słowie – podczas liturgii, modlitwy wspólnotowej, osobistej – które mnie poruszało, wprost rozbrajało. Czułam, że Jezus mówi bezpośrednio do mojego serca. Bo kiedy tylko bardziej skoncentrowałam się na samym Bogu niż na swoich wątpliwościach, w Słowie zaczęłam znajdywać odpowiedź na wszystko to, co się we mnie działo, wszystkie moje pytania i trudności.

Źródłem i szczytem Oazy Modlitwy były zgromadzenia liturgiczne – kiedy razem, jako wspólnota, spożywaliśmy Ciało Chrystusa i z jednego kielicha piliśmy Jego Krew, wiedziałam, że Jezus zwraca się przez to do mnie po imieniu i mówi: „Dziecko. Moja Krew płynie teraz w twoich żyłach. Jak mogłabyś być samotna?”. Zwieńczeniem całego już tygodnia była niedzielna Eucharystia. Wsłuchiwaliśmy się wspólnie w Ewangelię o Jezusie przywracającym wzrok żebrzącemu Bartymeuszowi. A ja mogłam poczuć się dokładnie jak ten niewidomy, który musi zrzucić płaszcz, za którym się chowa – płaszcz zakrywający jego jakieś rany; płaszcz schematów i przyzwyczajeń – i leci do Jezusa, aby usłyszeć te Jego szalone słowa: „Co chcesz abym ci uczynił?”. To pytanie, pytanie „czego pragniesz”…To było takie niesamowite! Sam Bóg pyta mnie o to: jakie są Twoje pragnienia, marzenia; sam Bóg pokazuje mi, że być Jego uczniem to być przed Nim prawdziwym, autentycznym; być człowiekiem. Pokazuje że pragnie nie idealnego robota,ale po prostu mnie – taką, jaką jestem. Zresztą On nie stwarza byle czego. Teraz mam w sobie taką świadomość, że cokolwiek zrobię, choćby to był nie wiem jak wielki upadek, to zawsze będę Jego dzieckiem. I jestem Mu wdzięczna za to, po tym wszystkim, czego doświadczyłam, na Jego pytanie mogłam z tą dziecięcą beztroską odpowiedzieć: Jezu, Ciebie pragnę, Ty sam wystarczasz!
Chwała Panu!
Aneta

Print your tickets