Działanie Boże w rzeczach, których byśmy o Bożą wolę nie podejrzewali…

Nie mam stałego spowiednika. Któregoś dnia czekałam po prostu w kolejce do konfesjonału, modląc się o dobrego spowiednika i jakąś odpowiednią naukę – miałam wrażenie, że „trochę się nazbierało”, i oprócz rozgrzeszenia potrzebuję sensownego pouczenia.
W trakcie spowiedzi ksiądz przerwał mi w połowie, zniecierpliwionym tonem. W jego głosie brzmiała taka irytacja w związku z moimi poprzednimi wywodami, że zmartwiałam. Pytał o coś, więc przez zaciśnięte gardło i łzy zaczęłam coś odbąkiwać, w duchu zastanawiając się tylko, czy to już jest sytuacja że mogę uciec z tego konfesjonału, czy też mam wytrzymać do końca.

Byłam oszołomiona i zapłakana, wściekła, że pragnąc jakiegoś jaśniejszego rozeznania Bożej woli dostaję takiego kopa, ale postanowiłam – sama nie wiem dlaczego – zastosować się do ostatniej rady spowiednika, którą rzucił już na koniec, jakby mu się właśnie przypomniała, i wypożyczyłam książkę o świętej, o której wspominał, a która – tak się złożyło – jest moją wybraną patronką.

To był strzał w dziesiątkę! Zaczęłam codziennie czytać o świętej Teresce i jej małej drodze, i modlić się o zaufanie Bogu na każdej drodze swojego życia, we wszystkich sprawach teraźniejszości, przyszłości i przeszłości; o dziecięctwo Boże, o dar modlitwy i prostego przebywania z Nim.

I – ku mojemu zaskoczeniu – cała moja codzienność się odmienia! Bo Pan Bóg działa, zaczął od razu, od tego pierwszego wieczoru 🙂 Zaczęło się prosto: kiedyś wstałam rano i nie miałam absolutnej ochoty zwlec się z łóżka, nic mi się nie chciało robić, miałam wrażenie, że jak tylko wstanę, położę się znowu z jakąś książką czy obejrzę durnowaty film – byle tylko odwlec obowiązki i życie. STOP! To właśnie był ten moment, kiedy postanowiłam powiedzieć Panu Bogu, że jakoś nie widzę tego
dnia z tej perspektywy, polecić Mu to zniechęcenie, ucieszyć się, że na szczęście nie żyję tylko o własnych siłach, i zaufać Mu. Kiedy oddałam ten dzień Jezusowi, nie dość, że mimo zniechęcenia zrobiłam wszystko, co zaplanowałam, to jeszcze z radością i uwielbianiem Boga.
I widzę, że to dotyczy każdej sfery mego życia: studiów, pracy, relacji… Zadziwiające jest to właśnie, jak Pan Bóg uzdrawia w tym moją relacyjność! – bo kiedy z zaufaniem oddaję Mu każde spotkanie, każdą relację prosząc, aby On nią kierował zgodnie ze swoją wolą i przyjął ją całą, abym nie miała ochoty zawłaszczać dla siebie ludzi (bo do tej pory bardzo zazdrośnie strzegłam wszystkich bliskich, jakby On nic innego nie robił tylko czekał, aby mi ich zabrać!) – to przeżywam zranienia mniej
emocjonalnie, a w radościach potrafię bardziej Jezusa uwielbiać 🙂

Oczywiście, dochodzi wiele innych czynników – ale dla mnie największym zdumieniem i radością było to, że w tak pozornie negatywnym doświadczeniu, jakim była ta spowiedź, Jezus ukrył dla mnie tyle dobra! I teraz każdego dnia, choć upadam, zniechęcam się nadal i potrafię olać sprawę, od nowa staram się stawać przed Nim w prostocie i pokorze, prosić o Jego prowadzenie, błogosławieństwo i o to, aby prowadził moje życie tak, jak chce. Z wolna puszczam się moich zabezpieczeń i tam, a On
wyprowadza mnie na szerokie wody 🙂 On potrafi za sobą pociągnąć! „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść” – Miłością 🙂
Chwała Panu!
Magda

Print your tickets